niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 5


— Koniec czasu! — krzyknął pan Carter — Oddajemy sprawdziany. Wyniki otrzymacie w środę — dodał pośpiesznie.
Wtem zadzwonił dzwonek, sygnalizujący rozpoczęcie przerwy. Aż nie do wiary, że niedziela tak szybko upłynęła i nastał poniedziałek, najbardziej nielubiany dzień tygodnia.
  Większość uczniów już wyszła, podczas gdy Colin i Eve wciąż pakowali się. Dziewczyna wychodząc spojrzała na kolegę, którego wyraz twarzy był widocznie zmartwiony. Chyba nauka nie poszła mu zbyt dobrze… Zrobiło jej się przez chwilę go żal, jednak prawie natychmiast zeszła na ziemi. Zupełnie tak, jakby miała dwa wcielenia, niczym doktor Jekyll i pan Hyde. Jej alter ego kazało jej ponownie przywdziać szatę znieczulicy. Dziewczyna doszła do wniosku, że Colin sam jest sobie winien. Nie siedział przy książkach tyle, ile należało, więc teraz za to płaci. No cóż, czasem tak bywa.
 Przerwa dobiegała już końca, podczas gdy Evelyn siedziała jeszcze na polanie pod drzewem. Intensywnie myślała nad sobotnimi wydarzeniami. Czego chciał ten chłopak? Dziewczyna nie była w stanie zrozumieć jego toku myślenia. Nie znał jej, a chciał ją zobaczyć. To ci dobre.
Lekko podenerwowana zaczęła analizować wszystko, co ją do tej pory spotkało. Zanurzyła się na moment w wspomnieniach, mających miejsce jeszcze przed wypadkiem Elizabeth. Jej życie było wtedy takie  radosne i beztroskie.  Bez lęków i obaw o cokolwiek, ponieważ wiedziała, że siostra wesprze ją w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Była szczęśliwa, bo miała kogoś, w kim miała oparcie i kto wspomagał ją radami i życiowymi sentencjami. Teraz jednak brak jej takiej osoby. Kogoś kto zrozumie jej sytuacje, wesprze, a nie będzie głupio współczuł i żałował. Wydawałoby się, że jedno wyklucza drugie, ale Eve wierzyła, że tak się da. Z drugiej strony obawiała się na nowo zaufać komukolwiek. Niegdyś jej życie mimo iż było radosne, wypełniało wielu fałszywych ludzi, którym brunetka ufała, a którzy ją zdradzili.
— Eve, rusz się. Już po dzwonku — burknął Colin, mijając ją wraz z ze swoim przyjacielem Sebastianem.
Do dziewczyny dopiero po chwili dotarły jego słowa. Wstała powoli z przyjemnej w dotyku trawy i udała się na zajęcia artystyczne, prowadzone przez profesor Johnson.
— Evelyn, może tym razem odbiegniesz od nocnych krajobrazów i narysujesz nam coś innego? -  spytała w połowie lekcji, swoim piskliwym głosem, który nie jednego ucznia doprowadzał do szału. Dziewczyna w odpowiedzi wzruszyła obojętnie ramionami i zabrała się na szkicowanie wilka. W chwili, gdy cieniowała ślepia zwierzęcia, podeszła do niej Alice.
— Mogę zobaczyć? — spytała uprzejmie. Dziewczyna przewróciła oczami, czego nie zauważyła blondynka, a następnie pokazała jej swój niedokończony projekt.
W oczach Alice pojawiły się iskierki.
— Przepiękny… — powiedziała półszeptem, wciąż wpatrując się w rysunek.
— Al, proszę usiądź na miejsce — rzekła profesor Johnson, odwróciwszy się w stronę uczniów — Za chwilę wracam, muszę iść na chwileczkę do dyrektora. Wierzę, że jesteście na tyle dojrzali, że można zostawić was samych – powiedziała z przesadną powagą. Uczniowie przytaknęli, po czym nauczycielka zniknęła za drzwiami.
  Sale wypełnił gwar, jaki zwykle towarzyszył Eve na przerwach. Dopełnieniem tego irytującego hałasu były papierowe samoloty latające nad jej głową, oraz głośne pogwizdywanie rówieśników. Dziewczyna modliła się o choć odrobinę cierpliwości, by nie wstać i nie skrzywdzić wszystkich znajdujących się w tej sali. Jej prośby zostały wysłuchane w chwili, gdy do Sali ponownie weszła pani profesor, jednakże nie sama. Eve nie mogła uwierzyć, w to co właśnie widzi. Ten chłopak, po raz kolejny już go widzi. Teraz był nieco inny. Ubrany bardziej młodzieżowo, ale z tym samym  irytującym uśmieszkiem. Opierał się niedbale o ścianę klasy i wpatrywał się w amerykankę. Jego spojrzenie wprawiało dziewczynę w złość. Czego do licha on chce!?
— Fortescu, siadaj na miejsce — rzekła Dorothy. Chłopak wzruszył ramionami i zajął miejsce na końcu Sali.
Fortescu…Już słyszała to nazwisko. Na lekcji historii…pan Richard o nim wspominał. Narzekał, że chłopak zbyt sobie folguje w pierwszych dniach szkoły. Teraz dokładnie przypomniała sobie tamten dzień…
  Do końca lekcji zostało piętnaście minut, a Evelyn już nie wytrzymywała. Czuła na sobie wzrok ciemnookiego, co irytowało ją i zawstydzało jednocześnie. Nie była w stanie pojąć, o co mu chodzi, w co gra. Próbowała oszukiwać samą siebie, że nie obchodzi jej jego zachowanie, tak, jak robiła to o tej pory w każdej innej sytuacji. Jednak nie potrafiła. Już nie. Jakby utraciła powłokę znieczulicy, którą dopracowywała przez te lata. Nie…nie mogę. On mnie nie może zmienić. Nawet nie znam jego imienia.
  Wkrótce jej wybawienie nadeszło. Dzwonek zabrzmiał dość nieprzyjemnym, brzęczącym dźwiękiem. Uczniowie wyszli z Sali. Evelyn, jako jedna z ostatnich osób opuszczających klasę, obejrzała się przez ramie.  Dostrzegła Fortescu dokończającego swój rysunek. Siedział w skupieniu i dopracowywał ostatnie szczegóły. Niesforny kosmyk ciemnobrązowych włosów wpadał mu do oczu. Kątem oka zerkał na Eve, co nie uszło jej uwadze. Dziewczyna pośpiesznie opuściła klasę.
 Nie miała pojęcia, dlaczego reagowała w ten sposób. Przecież tylko na nią spoglądał, a to nic takiego. A jednak. Jej to wyraźnie przeszkadzało. Będąc na korytarzu, podeszła do swojej szkolnej szafki i wyciągnęła notes, który pełnił szkolną wersję jej pamiętnika, którego nigdy nie wynosiła z domu. Umieszczała tam swoje refleksje, cytaty, złote myśli i rysunki. Jednakże nie chaotycznie, a w harmonijnym porządku. Każdej stronie towarzyszył uroczy, cieniowany rysunek,  rysowany wyłącznie ołówkiem. Numeracja każdej strony i starannie, wręcz kaligraficznie napisany tekst, sprawiały, że z ogromną chęcią przeglądało się każdą stronę, kartka po kartce. Evelyn nie tracąc przerwy, udała się na dziedziniec i usiadła pod swoim ulubionym drzewem. Był to dąb młodziutki, silny i zdrowy. Jego chude gałązki swobodnie zwisały z konaru, muskając soczyście zielonymi liśćmi twarz dziewczyny.
Gdy skończyła kaligrafować ostatnią literkę fragmentu jej ulubionej piosenki, przeczytała całość w myślach;
Nie mogę zatrzymać deszczu
Lecz mogę zatrzymać łzy
Oh, nie potrafię zwalczyć ognia
Lecz potrafię zwalczyć strach 
 Od razu przypomniała sobie melodię utworu,  którą po chwili zaczęła cicho nucić. Czynność tą, przerwało jej czyjeś kasłanie. Rozejrzała się, lecz nikogo nie dostrzegła. Wtedy do jej uszu dobiegł szelest kartek i dźwięk, jaki wydawany jest przez ołówek w trakcie rysowania. Obejrzała się za siebie. Po drugiej stronie, siedział Fortescu, teraz oparty o pień drzewa. Dokańczał szkic nocnej panoramy miasteczka. Na rysunku najbardziej widoczny był księżyc, unoszący się nad konturami pojedynczych budynków i drzew, opatulony cieniem roztartym przez miękki ołówek. Towarzyszyły mu drobne punkty, mające odwzorowywać gwiazdy. Cały rysunek wywarł na Evelyn niebywałe wrażenie. Doskonale wyglądałby w kolorze...
— Wiem, że podoba ci się mój rysunek, aczkolwiek nie musisz się skradać, by na niego popatrzeć. Wystarczało się do mnie dosiąść — Odwrócił głowę w stronę dziewczyny i uśmiechnął się łobuzersko.
— A może nie chciałam się dosiadać?
— Chciałaś, ale jeszcze o tym nie wiedziałaś.
— Jesteś nienormalny — kręciła palcem wskazującym tuż przy swojej głowie, robiąc kółka.
— Owszem. Jestem też czarujący i zabawny — uśmiechnął się w taki sposób, że nie jednej dziewczynie zmiękłyby kolana.
— I jakże skromny — prychnęła, oburzona jego postawą.
— To też. Dzięki za przypomnienie — Puścił dziewczynie oczko. Jego arogancja wywoływała w Eve irytacje. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie spotkała osoby, która by tak na nią działała.
— Złość piękności szkodzi — powiedział, gdy dostrzegł czerwień na jej porcelanowych policzkach.
— Jesteś taki...!
— Przystojny? Charyzmatyczny?
— Irytujący. To właściwe określenie — Wstała i poszła do szkoły,gdy tylko usłyszała dzwonek na lekcję. Ten człowiek doprowadza mnie do szału!  krzyknęła w myślach.


Na dziś to tyle. Jak wam podoba się rozdział? Przepraszam za tak długą nieobecność. Niestety, wpłynęło na to parę czynników. Przepraszam również za to, że rozdział jest taki krótki. Jednak chciałam wam już coś opublikować, byście nie czekali wieczność na cokolwiek świeżutkiego. Obiecuję, że kolejny rozdział będzie dłuższy. Pozdrawiam ;)