— Koniec czasu! — krzyknął pan Carter — Oddajemy
sprawdziany. Wyniki otrzymacie w środę — dodał pośpiesznie.
Wtem zadzwonił dzwonek, sygnalizujący rozpoczęcie przerwy. Aż nie do wiary, że niedziela tak szybko upłynęła i nastał poniedziałek, najbardziej nielubiany dzień tygodnia.
Większość uczniów już wyszła, podczas gdy Colin i Eve wciąż pakowali się.
Dziewczyna wychodząc spojrzała na kolegę, którego wyraz twarzy był widocznie
zmartwiony. Chyba nauka nie poszła mu
zbyt dobrze… Zrobiło jej się przez chwilę go żal, jednak prawie natychmiast
zeszła na ziemi. Zupełnie tak, jakby miała dwa wcielenia, niczym doktor Jekyll
i pan Hyde. Jej alter ego kazało jej ponownie przywdziać szatę znieczulicy. Dziewczyna doszła do wniosku, że Colin
sam jest sobie winien. Nie siedział przy książkach tyle, ile należało, więc
teraz za to płaci. No cóż, czasem tak bywa.
Przerwa dobiegała już
końca, podczas gdy Evelyn siedziała jeszcze na polanie pod drzewem. Intensywnie
myślała nad sobotnimi wydarzeniami. Czego chciał ten chłopak? Dziewczyna nie
była w stanie zrozumieć jego toku myślenia. Nie znał jej, a chciał ją zobaczyć. To ci dobre.
Lekko podenerwowana zaczęła analizować wszystko, co ją do
tej pory spotkało. Zanurzyła się na moment w wspomnieniach, mających miejsce
jeszcze przed wypadkiem Elizabeth. Jej życie było wtedy takie radosne i beztroskie. Bez lęków i obaw o cokolwiek, ponieważ
wiedziała, że siostra wesprze ją w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Była
szczęśliwa, bo miała kogoś, w kim miała oparcie i kto wspomagał ją radami i
życiowymi sentencjami. Teraz jednak brak jej takiej osoby. Kogoś kto zrozumie
jej sytuacje, wesprze, a nie będzie głupio współczuł i żałował. Wydawałoby się,
że jedno wyklucza drugie, ale Eve wierzyła, że tak się da. Z drugiej strony
obawiała się na nowo zaufać komukolwiek. Niegdyś jej życie mimo iż było
radosne, wypełniało wielu fałszywych ludzi, którym brunetka ufała, a którzy ją
zdradzili.
— Eve, rusz się. Już po dzwonku — burknął Colin, mijając ją
wraz z ze swoim przyjacielem Sebastianem.
Do dziewczyny dopiero po chwili dotarły jego słowa. Wstała
powoli z przyjemnej w dotyku trawy i udała się na zajęcia artystyczne,
prowadzone przez profesor Johnson.
— Evelyn, może tym razem odbiegniesz od nocnych krajobrazów
i narysujesz nam coś innego? - spytała w
połowie lekcji, swoim piskliwym głosem, który nie jednego ucznia doprowadzał do
szału. Dziewczyna w odpowiedzi wzruszyła obojętnie ramionami i zabrała się na
szkicowanie wilka. W chwili, gdy cieniowała ślepia zwierzęcia, podeszła do niej
Alice.
— Mogę zobaczyć? — spytała uprzejmie. Dziewczyna przewróciła
oczami, czego nie zauważyła blondynka, a następnie pokazała jej swój
niedokończony projekt.
W oczach Alice pojawiły się iskierki.
— Przepiękny… — powiedziała półszeptem, wciąż wpatrując się
w rysunek.
— Al, proszę usiądź na miejsce — rzekła profesor Johnson,
odwróciwszy się w stronę uczniów — Za chwilę wracam, muszę iść na chwileczkę do
dyrektora. Wierzę, że jesteście na tyle dojrzali, że można zostawić was samych
– powiedziała z przesadną powagą. Uczniowie przytaknęli, po czym nauczycielka
zniknęła za drzwiami.
Sale wypełnił gwar,
jaki zwykle towarzyszył Eve na przerwach. Dopełnieniem tego irytującego hałasu
były papierowe samoloty latające nad jej głową, oraz głośne pogwizdywanie rówieśników.
Dziewczyna modliła się o choć odrobinę cierpliwości, by nie wstać i nie
skrzywdzić wszystkich znajdujących się w tej sali. Jej prośby zostały
wysłuchane w chwili, gdy do Sali ponownie weszła pani profesor, jednakże nie
sama. Eve nie mogła uwierzyć, w to co właśnie widzi. Ten chłopak, po raz
kolejny już go widzi. Teraz był nieco inny. Ubrany bardziej młodzieżowo, ale z
tym samym irytującym uśmieszkiem.
Opierał się niedbale o ścianę klasy i wpatrywał się w amerykankę. Jego
spojrzenie wprawiało dziewczynę w złość. Czego
do licha on chce!?
— Fortescu, siadaj na miejsce — rzekła Dorothy. Chłopak
wzruszył ramionami i zajął miejsce na końcu Sali.
Fortescu…Już
słyszała to nazwisko. Na lekcji historii…pan Richard o nim wspominał. Narzekał,
że chłopak zbyt sobie folguje w pierwszych dniach szkoły. Teraz dokładnie
przypomniała sobie tamten dzień…
Do końca lekcji zostało piętnaście minut,
a Evelyn już nie wytrzymywała. Czuła na sobie wzrok ciemnookiego, co irytowało
ją i zawstydzało jednocześnie. Nie była w stanie pojąć, o co mu chodzi, w co
gra. Próbowała oszukiwać samą siebie, że nie obchodzi jej jego zachowanie, tak,
jak robiła to o tej pory w każdej innej sytuacji. Jednak nie potrafiła. Już
nie. Jakby utraciła powłokę znieczulicy, którą dopracowywała przez te lata. Nie…nie mogę. On mnie nie może zmienić.
Nawet nie znam jego imienia.
Wkrótce jej wybawienie nadeszło. Dzwonek zabrzmiał dość
nieprzyjemnym, brzęczącym dźwiękiem. Uczniowie wyszli z Sali. Evelyn, jako
jedna z ostatnich osób opuszczających klasę, obejrzała się przez ramie. Dostrzegła Fortescu dokończającego swój
rysunek. Siedział w skupieniu i dopracowywał ostatnie szczegóły. Niesforny
kosmyk ciemnobrązowych włosów wpadał mu do oczu. Kątem oka zerkał na Eve, co
nie uszło jej uwadze. Dziewczyna pośpiesznie opuściła klasę.
Nie miała pojęcia, dlaczego reagowała w ten sposób. Przecież tylko na nią spoglądał, a to nic takiego. A jednak. Jej to wyraźnie przeszkadzało. Będąc na korytarzu, podeszła do swojej szkolnej szafki i wyciągnęła notes, który pełnił szkolną wersję jej pamiętnika, którego nigdy nie wynosiła z domu. Umieszczała tam swoje refleksje, cytaty, złote myśli i rysunki. Jednakże nie chaotycznie, a w harmonijnym porządku. Każdej stronie towarzyszył uroczy, cieniowany rysunek, rysowany wyłącznie ołówkiem. Numeracja każdej strony i starannie, wręcz kaligraficznie napisany tekst, sprawiały, że z ogromną chęcią przeglądało się każdą stronę, kartka po kartce. Evelyn nie tracąc przerwy, udała się na dziedziniec i usiadła pod swoim ulubionym drzewem. Był to dąb młodziutki, silny i zdrowy. Jego chude gałązki swobodnie zwisały z konaru, muskając soczyście zielonymi liśćmi twarz dziewczyny.
Gdy skończyła kaligrafować ostatnią literkę fragmentu jej ulubionej piosenki, przeczytała całość w myślach;
Nie mogę zatrzymać deszczu
Lecz mogę zatrzymać łzy
Oh, nie potrafię zwalczyć ognia
Lecz potrafię zwalczyć strach
Od razu przypomniała sobie melodię utworu, którą po chwili zaczęła cicho nucić. Czynność tą, przerwało jej czyjeś kasłanie. Rozejrzała się, lecz nikogo nie dostrzegła. Wtedy do jej uszu dobiegł szelest kartek i dźwięk, jaki wydawany jest przez ołówek w trakcie rysowania. Obejrzała się za siebie. Po drugiej stronie, siedział Fortescu, teraz oparty o pień drzewa. Dokańczał szkic nocnej panoramy miasteczka. Na rysunku najbardziej widoczny był księżyc, unoszący się nad konturami pojedynczych budynków i drzew, opatulony cieniem roztartym przez miękki ołówek. Towarzyszyły mu drobne punkty, mające odwzorowywać gwiazdy. Cały rysunek wywarł na Evelyn niebywałe wrażenie. Doskonale wyglądałby w kolorze...
— Wiem, że podoba ci się mój rysunek, aczkolwiek nie musisz się skradać, by na niego popatrzeć. Wystarczało się do mnie dosiąść — Odwrócił głowę w stronę dziewczyny i uśmiechnął się łobuzersko.
— A może nie chciałam się dosiadać?
— Chciałaś, ale jeszcze o tym nie wiedziałaś.
— Jesteś nienormalny — kręciła palcem wskazującym tuż przy swojej głowie, robiąc kółka.
— Owszem. Jestem też czarujący i zabawny — uśmiechnął się w taki sposób, że nie jednej dziewczynie zmiękłyby kolana.
— I jakże skromny — prychnęła, oburzona jego postawą.
— To też. Dzięki za przypomnienie — Puścił dziewczynie oczko. Jego arogancja wywoływała w Eve irytacje. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie spotkała osoby, która by tak na nią działała.
— Złość piękności szkodzi — powiedział, gdy dostrzegł czerwień na jej porcelanowych policzkach.
— Jesteś taki...!
— Przystojny? Charyzmatyczny?
— Irytujący. To właściwe określenie — Wstała i poszła do szkoły,gdy tylko usłyszała dzwonek na lekcję. Ten człowiek doprowadza mnie do szału! — krzyknęła w myślach.
Na dziś to tyle. Jak wam podoba się rozdział? Przepraszam za tak długą nieobecność. Niestety, wpłynęło na to parę czynników. Przepraszam również za to, że rozdział jest taki krótki. Jednak chciałam wam już coś opublikować, byście nie czekali wieczność na cokolwiek świeżutkiego. Obiecuję, że kolejny rozdział będzie dłuższy. Pozdrawiam ;)
"Chciałaś, ale jeszcze o tym nie wiedziałaś " <3 uwielbiam takie momenty :D Ogólnie rzecz biorąc, przyjemnie się czyta i strasznie wciąga. Zazdroszczę ci trochę, bo piszesz w miarę długie rozdziały. Ja tak nie umiem, bo im dłużej piszę, tym bardziej wychodzi masło maślane :')
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie :)
http://skylarwabble.blogspot.com/2015/08/rozdzia-i.html?m=1
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńJak ja lubię takich tajemniczych bohaterów!
Weny!
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobają mi sie charaktery twoich bohaterów!
Przyjemnie sie czyta twoje opowiadanie, oby tak dalej!
Czekam na next ;)
Przeczytałam wszystkie rozdziały, mam zastrzeżenie co do justowania tekstu. W pierwszych rozdziałach tekst jest wyrównany, a tu już nie....
OdpowiedzUsuńPiszesz lekko, choć momentami musiałam wytęzyć wzrok, żeby zrozumieć co piszesz - ale to nie twoja wina! - Ja tak mam, że jak przeczytam tyle rozdziałów naraz to wzrok mi szwamkuje. Na początku mnie przeraziła tamta zjawa... brrrr
Postacie mają charaktery i to mi się podoba, każdy jest inny. Ta ostatnia scena była mega xD Jestem ciekawa co dalej! Życzę weny i czekam na rozdział <3
dziękuję za odwiedziny ;*
Wspaniale piszesz kochana moja *,* już nie mogę doczekać się następnego, bo przez te twoje wszystkie spoilery, które mi fundujesz chciałabym przeczytać już wszystkie rozdziały jakie powstaną <3 potrzebuję więcej rozdziałów mojej utalentowanej przyjaciółki ;* więc spinaj tyłeczek i pisz jak najwięcej ^^ Weny życzę...
OdpowiedzUsuńTwoja wierna fanka number 1 ;*
Denerwuje mnie ten cały Fortescu. Z chęcią zdarłabym mu z twarzy ten jego uśmieszek. Nie podobało mi się jak odzywał się do dziewczyny. To nazywanie się "przystojnym, charyzmatycznym", było moim zdaniem bardzo dziecinne i nie zdziwiłabym się jakby Eve mu dowaliła jakimś tekstem, który by go w podłogę wbił:D Może jestem dla niego dość ostra, ale nie lubię takich zbyt pewnych siebie chłopaków, którzy w tak wyraźny sposób oczekują komplementów. Mam nadzieję, że to moje zdanie zmieni się po późniejszych rozdziałach;)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem jak to się dalej potoczy. Życzę weny i czekam na następny! ;*
Okay, napoiłam kawą wrzody i już mogę czytać i komentować dalej.
OdpowiedzUsuńTeż kiedyś miałam taki pamiętnik - dziennik z rysunkami, napisami, podpisami i innymi, ale nie był tak starannie napisany, tak kaligrafią, bo ja mam chyba genetycznie fatalny i nieczytelny charakter pisma.
Tak czułam, że on się będzie nazywał Fortescu, czułam od początku, ale jak on wtedy mógł być w szkole i nie pójść na lekcje? Idiota czy jak?
Boże, mnie też zawsze irytowały takie bachory, co jak tylko nauczyciel wyjdzie z klasy to już szaleją. Jakby nie mogli pięciu minut na dupie usiedzieć. No debile, po prostu, debile.
To moment jak on wymieniał swoje "niby zalety", a ona rzuciła krótkie "irytujący" mnie rozbawił, ale chyba tak właśnie miało być. Mnie też chłopak irytuje, ale jednocześnie też fascynuje i jakoś dziwnie pociąga... przyciąga, bo na to by mnie pociągać, to chyba jednak jest trochę za młodziutki, a tym samym też za mało męski, jednak jako bohater naprawdę ci się udał.
Brakuje mi trochę opisu pozostałych postaci, ich wyglądu, zachowań, ubioru, gestów, mimiki.
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com