Dziewczyna leżała skulona na trawie skropionej wczorajszym deszczem. Na jej ciele widoczna była gęsia skórka. Zdrętwiałe blade dłonie delikatnie dygotały, tak samo, jak i jej sine usta. Fala nieprzyjemnie zimnego wiatru owiała ją, wyrywając z krainy Morfeusza. Dziewczyna kilkakrotnie zamrugała, po czym spojrzała w szarawe niebo zapełnione tymi samymi chmurami, co wczoraj. Wielkie, kłębiaste, szare chmury tworzyły mur na niebie, powstrzymując słońce przed oddaniem swego ciepła Ziemi. Eve gwałtownie podniosła się z trawy, przez co chwilowo zakręciło się jej w głowie. Zadawała sobie najrozmaitsze pytania. Gdzie jest? Co się wczoraj stało? Dlaczego tu jest? Gdy zobaczyła drzewo powalone na ziemię, pokryte czarną spaloną skorupą, wszystko sobie przypomniała. Wczorajszą ucieczkę z domu, jak i burzę i pioruny jej towarzyszące. Było też coś, co nie dawało dziewiętnastolatce spokoju. Leżąc nocą na polanie poczuła na swoim ciele czyiś dotyk. Był on subtelny, jednak wyczuwalny. Ta myśl nie dawała jej spokoju przez dobre kilkanaście minut. W tym czasie rozglądała się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś znajomego elementu, który nakierowałby ją w stronę domu, czy też jakieś drogi. Niestety takowych nie zauważyła. Wokół zobaczyła jedynie świerki, zdobiące większość terenu oraz nieliczne ptaki, wydające, co jakiś czas cichy świergot.
Powoli usiadła na ziemię. Nogi podkuliła, a chude ręce oplotła na nich. Zastanawiała się jak wybrnąć z całej sytuacji. Gdzie iść? Jak znaleźć drogę? Te pytania wciąż powtarzała w myślach, licząc na nadejście adekwatnej odpowiedzi. Podczas gdy kolejny raz mówiła pod nosem to samo, poczuła czyjąś obecność. Instynktownie spojrzała za siebie. Zobaczyła ludzką sylwetkę. Gwałtownie podniosła się i zlustrowała nowo przybyłą postać.
Jego brązowe włosy niesfornie unosiły się na wietrze. Oczy miał czarne, jak dwa węgielki, a jego spojrzenie przeszywało na wskroś, dosłownie zaglądając do czyjeś duszy. Oprawą dla idealnych tęczówek, były gęste brwi w tym samym kolorze. Uśmiechał się łobuzersko i tajemniczo równocześnie. Jego dość ciekawe rysy twarzy, zaintrygowały młodą dziewczynę. Lekko zarysowane kości policzkowe, dobrze zaznaczony podbródek, i subtelne dołeczki w policzkach, które towarzyszą uśmiechowi, nie jedną dziewczynę przyprawiłyby o zawrót głowy. Gdyby nie okoliczności i sytuacja życiowa Evelyn, zapewne teraz paliłby ją rumieńce. Jednak chłopak pojawił się tak nagle, jakby znikąd. To budziło w niej lęk. Przecież słyszałaby czyjeś kroki. Miała bardzo dobry słuch. Jednak takowych odgłosów nie słyszała, a przecież kilograma to ten młodzieniec nie ważył. Zatem jak tu się znalazł? Pytanie to nurtowało brunetkę, lecz bała się zapytać o to przybysza.
– Spokojnie, nic ci nie zrobię – powiedział niskim, seksownie zachrypniętym głosem – Co tu robisz? – spytał unosząc w górę jedną brew. Długo wyczekiwał odpowiedzi, która ku jemu zaskoczeniu nie nadeszła. Zbliżył się trochę do brunetki, na co ta od razu zareagowała, robiąc krok w tył.
– Boisz się? – Zdziwił się – A no tak, nie znasz mnie. Rozumiem, ale odpowiedz na jedno pytanie. Co tu robisz?
Dziewczyna nie wiedziała czy powiedzieć prawdę, czy skłamać, czy w ogóle się nie odzywać. Miała ochotę rozpłynąć się teraz w powietrzu, choć wiedziała, że jest to fizycznie niemożliwe. Lekko speszona spojrzała w niebo. Teraz było ono błękitne, ozdobione gdzieniegdzie niewielkimi śnieżnobiałymi obłokami. Był to widok nadzwyczaj rzadki. W końcu Forks należy do mrocznych i deszczowych miast. Eve ponownie chciała spojrzeć na swego towarzysza, lecz go już nie było. Zniknął tak samo bezszelestnie, jak się pojawił. W pewnym momencie dziewczyna pomyślała o teleportacji, jednak szybko wyrzuciła ten pomysł z głowy, gdyż uważała go za zbyt niedorzeczny.
– Evelyn! Evelyn! – Usłyszała czyjeś wołania – Eve, gdzie jesteś? – Znała ten głos. Odwróciła się w stronę, gdzie dźwięk był najdonośniejszy. Jej oczom ukazał się nie za wysoki, tęgi mężczyzna w policyjnym mundurze, który już po chwili miał ją w ramionach.
– Spokojnie Job’s...– powiedziała cicho. Już nie pamiętała, kiedy po raz ostatni odezwała się do żywej persony. Z uwagi, że darzyła kiedyś dwudziestoośmiolatka sympatią, zrobiła wyjątek.
– Rodzice się o ciebie martwią, chodź, zabieram cię do domu.
Dziewczyna niechętnie na to przystała i poszła z Christopher’em, Miała świadomość tego, że nie zrobi jej krzywdy. Był on przyjacielem rodziny, synem bliskiego kolegi jej taty z wojska. Utrzymywali ze sobą dobre kontakty, lubili się i szanowali, więc nie miała żadnych obaw.
Po dwudziestu minutach drogi dotarli pod dom dziewczyny. Brunetka wysiadła z radiowozu i spojrzała na stojących na ganku rodziców. W oczach matki ujrzała rozpacz i żal, natomiast u ojca rozgniewanie. Nie przejęła się tym zbytnio. W końcu to nie pierwsza jej ucieczka w ciągu tych dwóch feralnych lat.
Dziewczyna pośpiesznie weszła do domu, ignorując krzyki ojca. Zamknęła się na klucz w pokoju i włączyła muzykę w swoim telefonie, uprzednio podłączając czarne słuchawki do urządzenia. Jej umysł zatonął pierw w słowach piosenki Bryan ‘a Adams ‘a „Heaven”, później „These Days” zespołu Bon Jovi.
Tymczasem na dole szerzyła się dysputa na temat Evelyn. Rodzice dziewczyny jak i Christopher siedzieli na salonowej, ciemnozielonej sofie i obmyślali plan, dzięki któremu, być może, dziewczyna wróci do normalności.
– A może by tak wizyty u psychologa? – odezwał się Job ‘s.
– Nie, to nie wchodzi w grę! Próbowaliśmy już oddawać ją na tego typu sesje, lecz za każdym razem odmawiała, a jeśli już poszła, to tylko na jedno spotkanie.
– Ale ktoś musi z nią profesjonalnie porozmawiać, wpoić jej do głowy jakieś życiowe sentencje. Taka osoba z pewnością poradziłaby sobie w tej kwestii lepiej od nas.
– Masz rację, ale jak ją przekonać? Przecież ona się do nas praktycznie nie odzywa. Nie chcemy jej zmuszać, bo może się zbuntować i uciec już na dobre, a tego przecież nie chcemy – rzekł Matthew.
– Cóż…mam pewien pomysł, lecz o tym, czy będzie dobry zadecydujcie sami – odpowiedział Chris.
– Jaki to pomysł? – spytał mężczyzna, z widoczną ciekawością w spojrzeniu.
Kap.Kap.Kap.Kap. Drobne krople deszczu uderzały w okiennicę i metalową rynnę, znajdującą się wokół posesji. Evelyn nic sobie z tego nie robiła. Przywykła do takiej pogodny, gdyż w Forks trudno było, o jakąkolwiek inną. Albo niebo jest wciąż zachmurzone i pada, albo jest szarawe, a przy ziemi tworzy się mgła. Jednak wczoraj było inaczej. Przez te kilka minut, gdy dziwny towarzysz zniknął, nieboskłon rozchmurzył się. Po raz pierwszy od długiego czasu zobaczyła pełne słońce, a nie złotawy zarys przysłonięty chmurami. Wciąż nie mogła pojąć, jak do tego doszło. Jak to możliwe, że chłopak nagle pojawił się i zniknął zupełnie bezszelestnie?
Dziewczyna od razu wykluczyła istoty nadnaturalne, gdyż w takowe nie wierzyła. A zatem kim był ten chłopak? – Pytanie to dręczyło ją do końca tego jakże ponurego dnia.
Wieczorem deszcz ustał. Chmury rozmyły się, by ustąpić miejsca czarnemu jak smoła nieboskłonowi, który już po chwili wypełniały niewielkie srebrne punkty, a wśród nich miejsce zajął księżyc, będący teraz w pierwszej kwadrze. Eve tego dnia była nadzwyczaj zmęczona, więc wzięła szybką kąpiel, po czym przebrała się w czystą, dwuczęściową piżamę składającą się z krótkich materiałowych spodenek i za dużej czarnej koszulki, by po chwili zając swoje stałe miejsce, na marmurkowym parapecie. Siadając na nim poczuła zimno, do którego po chwili się przyzwyczaiła. Spojrzała swoimi szmaragdowymi oczami w nocną panoramę i sięgnęła po pamiętnik, leżący na dębowym, solidnie wykonanym regale, a zaraz potem po czarny długopis. Po chwili zastanowienia, zaczęła przelewać swoje myśli na lekko żółtawe stronnice notesu, obitego czarną skórą.
'' 19 Marca, 2012 roku
Drogi pamiętniku
Ten dzień, jak i poprzedni nie należał do zbyt dobrych. Nie udało uciec mi się z domu. Po raz kolejny. Wszystko mnie boli, ale to nic, wytrzymam. Jedna myśl nie daje mi jednak spokoju. Kim był ten tajemniczy chłopak? Pojawił się tak z nienacka. Gdyby nie okoliczności, z chęcią utonęłabym w jego pięknych czarnych tęczówkach. Choć budziły we mnie lęk, były na swój sposób wyjątkowe. Nie zmienia to jednak faktu, że spotkanie z nim było dość dziwnym przeżyciem. Sprawiał wrażenie beztroskiego, wolnego od żalu i smutku. Też chciałabym taka być. Gdyby nie śmierć Elizabeth, być może i bym taka była. Lecz czasu nie cofnę. Mojej siostry już nie ma na tej ziemi. Za to zawsze noszę pamięć o niej w moim sercu, by nie zapomnieć. Może i to głupie, ale tak jest. Gdy chcemy uporać się ze śmiercią bliskiej osoby w pewnym stopniu chcemy o niej zapomnieć. Wtedy to zapominamy również o niektórych wspomnieniach, związanych z tą osobą. Ja nie chcę zapomnieć. Nie chcę zamazywać pamięci po siostrze. Nie mogę "