niedziela, 7 czerwca 2015

Prolog

         Marcowy, sobotni wieczór. Na zewnątrz panował mrok, jedynie światło księżyca dawało jakąkolwiek możność widzenia w tą istnie ciemną noc. Niebo spowite granatową kurtyną, ozdobione gdzieniegdzie jedwabnymi nitkami w postaci niewielkich, słabych gwiazd było jak ósmy cud świata dla ciemnowłosej siedzącej w oknie piętrowej posesji, znajdującej się w głębi lasu mieszanego. Siedziała ona skulona na marmurowym parapecie i z zachwytem wpatrywała swe szmaragdowe oczęta w naturalną satelitę Ziemi. Dla innych Srebrzysty Glob nie był niczym nadzwyczajnym. Evelyn zaś traktowała księżyc jak cud natury, a gwiazdy jak swych przyjaciół. Jedynie na nie mogła wylać swe troski, ponieważ były doskonałymi słuchaczkami. Co dzień siadała na kamiennym podokienniku i godzinami spoglądała w nieboskłon odziany to w granatowy, to depresyjnie czarny płaszcz. 
        Najlepsze lata swego dość krótkiego żywota Eve spędziła w samotności. Po śmierci jej ukochanej siostry zamknęła się przed wszystkimi, nawet swymi rodzicielami. Jedyną otucha były dla niej gwiazdy, które cierpliwie znosiły jej żale.  
      Od tragicznej śmierci Elizabeth minęło siedemset trzydzieści długich dni. W dzień pogrzebu piętnastoletnią wówczas ziolenooką z trudem odciągnięto od dębowej trumny, w której spoczywało drobne ciało rudowłosej osiemnastolatki. Jej reakcja pogorszyła stan pozostałych zgromadzonych, którzy pogrążyli się w jeszcze większym smutku.
 - Evelyn, wpuść mnie. Przyniosłam kolację - rozległ się głos zza drzwi. Dziewczyna jednak nie zwracała uwagi na kobiecy głos dochodzący z korytarza. Siedziała w tym samym miejscu wciąż wpatrując się w krajobraz pogrążony w ciemności.
- Eve, proszę - błagała kobieta. Zielonooka zeskoczyła z parapetu, lądując nogami na drewnianej, podstarzałej podłodze. Chwyciła za mosiężną klamkę i powoli  otworzyła drzwi. Za nimi stała jej rodzicielka trzymająca w dłoniach tacę z posiłkiem. Kobieta ta miała około czterdziestu lat, chodź przez niski wzrost i zgarbioną postawę często była brana za starszą. Jej źle dobrany kolor włosów, jakim był czarny, zupełnie nie komponował się z barwą błękitnych tęczówek oraz bladą, poszarzałą cerą, spowodowaną paleniem papierosów. 
- Proszę, to dla ciebie - rzekła posyłając córce delikatny uśmiech. Miała pewność, że brunetka zignoruje jej gest, jednak łudziła się, że może nadszedł już czas, którego tak oczekiwała. Niestety, nadzieja ulotniła się tak szybko, jak się pojawiła, gdy dziewczyna obdarowała rodzicielkę lodowatym spojrzeniem, wzięła od niej srebrną tacę i zatrzasnęła przed nią drzwi. Kobieta uroniła pojedynczą łzę i udała się do kuchni.
 Za to Eve dopadły wyrzuty sumienia, co było u niej rzadkością. Pierwszy raz od kilku miesięcy poczuła, że źle potraktowała matkę. Śmierć siostry już nie była dla niej wystarczającym argumentem do ciągłego ranienia swych bliskich. Poczuła, że zaczyna się łamać. Jakaś niewielka część jej serca pogodziła się ze stratą ukochanej osoby, jednak reszta uparcie trwała przy swoim.
- Nie ugnę się. Już nikt nie jest w stanie zwrócić mi Elizabeth - powiedziała cicho patrząc w gwiezdny dywan rozłożony na niebie. Zaczęła ronić łzy. Wąskie strumyczki słonej cieczy spływały po jej jedwabnych policzkach, kapiąc na materiał jej nocnej, białej koszuli. To nie pierwsza taka noc spędzona na płaczu przy świetle księżyca. Od momentu tamtego przykrego wydarzenia, powtarzało się to wielokrotnie. Mimo, iż Eve miała poddać się leczeniu, nie zrobiła tego. Uważała, że najlepszą dla niej terapią będzie samotność. Dzięki temu miała możliwość przeanalizowania wszystkich swoich myśli, jednak nie miała komu o nich opowiedzieć. Wtedy to jej wiernymi słuchaczkami zostały gwiazdy. Swoje szesnaste urodziny również spędziła w ich towarzystwie. Uważała, ze tylko w ich obecności może być sobą. Te z pozoru niewielkie ciała niebieskie nie potępiały jej zachowań, nie prawiły kazań, nie narzucały swojego zdania a uważnie wysłuchiwały, co do powiedzenia miała im szatynka.
       Wskazówki na pozłacanej tarczy zegarowej pokazywały godzinę dwudziestą trzecią . Eve powoli zeszła z parapetu, by być niesłyszalną dla rodziców. Zamknęła wielkie, szklane okno i zasłoniła je firankami w beżowym kolorze. Sięgnęła po zapałki i lampę naftową leżącą na znajdującej się tuż obok łoża nocnej szafce, po czym ją zapaliła. Jeszcze na chwilę postawiła źródło światła  na marmurkowym parapecie, by móc ubrać się w  cieplejszą odzież. Po drodze zabrała również plecak, do którego spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, w tym banknoty o łącznej wartości dwustu pięćdziesięciu dolarów.  Ubrana w stosowną odzież i wyposażona w bagaż oraz lampę naftową, powoli opuściła swój pokój. Starała zachowywać się cicho, tak aby nie zbudzić reszty domowników. Kroczyła powoli po schodach, a deski, z których zostały one wykonane, delikatnie uginały się pod jej ciężarem. Po pokonaniu czternastu, podpróchniałych schodków ciemnowłosa znalazła się w salonie. Na palcach skierowała się w stronę drzwi prowadzących na zewnątrz, uprzednio gasząc lampę i pozostawiając ją na stoliku w salonie. Dziewczyna najdelikatniej jak tylko potrafiła przekręciła klamkę i opuściła domostwo. Nie zamierzała wrócić.

9 komentarzy:

  1. Podoba mi się. :) Fajne słownictwo, a przede wszystkim nie ma błędów ortograficznych :) Czekam na następną część xx

    OdpowiedzUsuń
  2. czytam czytam! Podoba mi się, ciekawy zachęcający początek :)
    Czekam na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawe. Z chęcią przeczytam dalszy ciąg, bo prolog jest dość... tajemniczy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Całkiem niezłe, tylko straszny śpioch z tej Eve : ]

    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Trafiłam tutaj zwabiona twoim fragmentem w moim spamowniku. Muszę powiedzieć, że bardzo mnie zaciekawiłaś. Zostanę tu na dłużej ;) Lubię bohaterki takie jak Evelyn.
    Pozdrawiam, M

    OdpowiedzUsuń
  6. Polinkowalas mi tego bloga, a pozniej zauwazylam, ze czyta go Melete, wiec jestem.
    Podoba mi sie poczatek, ale nie wiem jakos nie jestem przekonana do slownictwa - patetycznego, choc moze to kwestia przyzwyczajenia :)
    Nie mniej jednak bede czytac dalej :)
    Pozdrawiam, Raven
    http://ponad-czasem-raven.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  7. "Jedyna otucha" - otuchą
    Więcej literówek nie zauważyłam. Dziwna jest ta Eva, jakby nie do końca normalna. Rozumiem stratę jaką przeżyła, ale nawet z takimi rzeczami trzeba sobie radzić, przecież ma matkę, której na niej zależy.
    Podoba mi się, że twoi bohaterowie nie są idealni, że nie wszyscy są piękni, młodzi i bogaci.
    Zastanawiam się dokąd wybiera się Eva, oraz w jakich czasach osadzone jest opowiadanie, gdyż ta lampa naftowa wskazuje na to iż jakiś XIX, może początek XX wiek.

    Z pewnością jeszcze tutaj powrócę, ale uprzedzam, że to może trochę potrwać, bo życie często weryfikuje plany i nikt nie ma monopolu na czas, a mnie czas to jakoś tak niezwykle szybko ucieka niczym przez palce. Postaram się jednak nadrabiać każdego dnia choć jeden rozdział.

    Pozdrawiam:
    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powróciłam i mam w planach możliwie jak najszybciej nadrobić twoje opowiadanie. Przepraszam, że tak długo mnie tutaj nie było, ale ja czasami tak mam, że robię sobie przerwę, gdy czas mi jakoś szybko ucieka i nie mam możliwości być na bieżąco, ale zawsze wcześniej czy później wracam i nadrabiam.
      Pozdrawiam i ściskam.

      Usuń
  8. Przybywam z racji twojego zaproszenia na moim blogu. Przy okazji dziękuję za komentarz :P
    Pozwolisz jednak, że na początek trochę się poczepiam? "...cud świata dla ciemnowłosej dziewczyny siedzącej w oknie piętrowej posesji...". Tego mi tu właśnie brakowało.
    Przy czym bardzo mnie drażni jak w opowiadaniu nazywa się bohaterów per Zielonooka czy Czarnowłosa.
    Jeszcze drobna uwaga: „...w głębi lasu mieszanego. Siedziała ona skulona na marmurowym parapecie i z zachwytem wpatrywała swe szmaragdowe oczęta w naturalną satelitę Ziemi ” Ten fragment brzmi tak dziwacznie ze musiałam go przeczytać dwa razy, aby upewnić się, że to tam pisze. "Oczęta" brzmi kolokwialnie do bólu, staraj się tego unikać. A zamiast „mieszanego” (czuje jakbym była na wykładzie przyrodniczym) mogłabyś użyć np. „tajemniczy” czy coś podobnego i już by lepiej brzmiało. :D
    Mam nadzieję ze zbytnio cię nie uraziłam moimi uwagami. Zazwyczaj nie jestem taka czepialska ale taki mam dziś dzień. ;P
    Eve, Eve... Nie wiem co o niej sądzić, ale już wiem o niej tyle, aby zawyrokować, że ma nierówno pod tą swoją śliczną kopułą. Jasne, rozumiem, straciła ukochaną siostrę, ale niedawno mi też umarł ktoś bliski i nie tkwię wciąż w głębokiej rozpaczy. Dwa lata to lekka przesada, jak na moje oko.
    Lubię historie o mrocznych klimatach, gdzie bohaterowie nie są do końca zrównoważeni i jeśli nadal będzie ono utrzymywane w takim klimacie to wiedz, że zyskałaś stałą czytelniczkę ^^
    Pozdrawiam, Alessa :*

    OdpowiedzUsuń