Poranek w Forks nie
różnił się niczym od wczesnego wieczoru. Te same szarawe niebo i chłodny wiatr,
otulający konary drzew. Tylko świergot pojedynczych ptaków pojawiających się
rano, był wyznacznikiem pomagającym rozróżnić porę dnia.
W pokoju młodej amerykanki panował półmrok. Okno, które było szczelnie
zamknięte, skutecznie tłumiło dźwięki dochodzące z dworu. Evelyn subtelnie
poruszyła ręką, kładąc ją tuż przy głowie. Kąciki ust opuszczone w dół, jak i
lekko zmarszczone czoło świadczyły o jej smutku. Nie było to żadną nowością.
Zanim uniosła swoje delikatne powieki, przełknęła ślinę. Przez chwilę
przyzwyczajała wzrok do panującej ciemności, by po chwili ujrzeć kontury
drewnianych mebli, zdobionych mosiężnymi uchwytami. Dziewczyna podniosła się do
pozycji siedzącej i skierowała nogi na podstarzałą podłogę, która pod wpływem
nacisku jej stóp wydała charakterystyczne skrzypnięcie. Spojrzała na srebrną
tarczę zegara, której wskazówki, w tamtej chwili, wskazywały godzinę siódmą
trzydzieści. Eve szybko ubrała się i zeszła do kuchni. Na miejscu przygotowała
sobie skromne śniadanie, po czym wróciła się do sypialni po plecak, o którym
zapomniała. Pośpiesznie opuściła rodzinne domostwo, by zdążyć na czas.
Przemierzała las pewnym i zdecydowanym krokiem, jednocześnie patrząc pod nogi,
by znów nie potknąć się przypadkowo o korzeń wystający z ziemi. Drogę umilały
jej piosenki zespołu Three Days Grace, których dziewczyna słuchała już od
bardzo dawna.
– Nareszcie – powiedziała pod nosem, gdy ujrzała sporych
wielkości ceglany budynek, będący jej szkołą. Miejscem, do którego musiała
przychodzić pięć razy w tygodniu, by wysłuchiwać bezsensownych rozmów
rówieśników zakłócających przebieg lekcji. Gdyby nie oni, o wiele bardziej
lubiłaby to miejsce.
– Cześć Evelyn – przywitała się jak
zwykle, chyba jedna z najmilszych osób w tej szkole – Alice. Zawsze
rozpromieniona blondynka o poszarzałych, niebieskich oczach. Na jej blado-różowych
ustach bardzo często gościł szczery uśmiech. Ubierała się skromnie. Czarna spódnica
przed kolano była niezbędną częścią jej garderoby. Na jej szczupłych nogach,
odkąd Evelyn pamięcią sięga, zawsze gościły albo baleriny, albo podniszczone
czarne trampki. Włosy miała ciągle spięte w wysokiego kucyka, a rzęsy malowała
cieniutką warstwom tuszu. Dziewczyna nie licząc na odpowiedź ze strony
brunetki, zaczęła kierować się w stronę schodów prowadzących do wnętrza
placówki.
Eve jeszcze chwilę stała
przed wejściem do szkoły, gdy rozbrzmiał dzwonek oznajmiający rozpoczęcie
zajęć.
– Widzimy się na lekcji – rzekła Alice,
uprzednio odwracając się w stronę Simmons i udała się pośpiesznie do sali
historycznej. Brunetka natomiast skierowała kroki w stronę szkolnych szafek.
Wśród wielu czerwonych skrytek, szukała swojej o numerze 198. Po znalezieniu i
wyciągnięciu z niej książek, udała się na lekcje chemii. Usiadła na tym samym
miejscu, co zwykle, czyli w ostatniej ławce pod oknem. W sali siedzieli już
wszyscy uczniowie. Niektórzy mierzyli dziewczynę swoim spojrzeniem, lecz ona na
to nie reagowała. Przywykła do takiej reakcji na jej osobę. Wtem nieznośne
piski i rozmowy ustąpiły miejsca błogiej ciszy. Do sali wszedł profesor.
Jedynie na jego lekcjach panowała harmonia. Był to surowy i konsekwentny
człowiek, aczkolwiek miły w stosunku do uczniów, którzy uważali na jego
lekcjach. Mężczyzna przywitał się z uczniami, po czym zaczął sprawdzać
obecność.
– Johnson.
– Jestem.
– Smith.
– Obecny.
– Simmons – spojrzał na dziewczynę. Ta
uniosła delikatnie dłoń, na znak obecności, po czym mężczyzna postawił w
dzienniku haczyk.
– Fortescu – rozejrzał się po sali,
poprawiając równocześnie swoje niesfornie układające się siwe włosy.
– Gdzież podziewa się pan Fortescu –
chrząknął poirytowany - Chodzi do tej szkoły zaledwie trzy dni, a już sobie
folguje. No nic. Otwórzcie podręczniki na stronie 214, dziś tematem naszej
lekcji będą aminokwasy.
Poprawił swoje małe, kanciaste okulary i począł sporządzać notatkę
na kredowej tablicy.
***
Po skończonych trzech pierwszych lekcjach,
Eve udała się na dziedziniec. Usiadła na zimnych, kamiennych schodach i zaczęła
czytać książkę. Po przeczytaniu zaledwie sześciu stron, odłożyła lekturę do
plecaka. Jedna myśl nie dawała jej spokoju. Mianowicie, kim jest Fortescu? Z
pewnością nowym uczniem, bo przecież dziewczyna zauważyłaby jego wcześniejszą
obecność. Tłumaczyła sobie tą sytuację faktem, iż nie było jej w szkole ponad
tydzień, ponieważ chorowała. Tak, to ma sens. Z tą myślą wstała i udała się na lekcję
biologii, która miała rozpocząć się za dwie minuty. Z uwagi na to, że placówka
była dość duża, dziewczyna musiała iść szybkim krokiem, by zdążyć na czas.
Przemierzając jeden ze szkolnych korytarzy, w pewnym momencie poczuła pulsujący
ból w klatce piersiowej i głowie. Chwilę później znajdowała się na ziemi.
– Najmocniej przepraszam. Śpieszyłem się –
odezwał się zakłopotany chłopak. Evelyn uniosła głowę, w celu sprawdzenia, kim
jest osoba, która ją potrąciła. Wtem wybałuszyła oczy ze zdumienia, a jej wargi
lekko się rozwarły. Ujrzała parę czarnych jak węgiel oczu, w których gościły
drobne iskierki. Doskonale znała te tęczówki. To ten sam chłopak... Te samo przeszywające spojrzenie i seksowne rysy twarzy. Teraz
jednak nie wyglądał tak przerażająco, jak tamtego dnia w lesie. Tylko, co on tu robi?
– Evelyn, zapraszam na lekcje - Dziewczyna
usłyszała skrzeczący, nieprzyjemny dla ucha głos nauczycielki biologii - pani
Simon. Przetarła odruchowo oczy i spojrzała w miejsce, w którym stoi tajemniczy
chłopak, a raczej stał, ponieważ teraz znajdowało się tam jedynie powietrze.
Kompletnie zbiło ją to z tropu. Czyżbym miała zwidy? Zdezorientowana pośpiesznie weszła do sali i zajęła trzecią ławkę
w środkowym rzędzie. Rozłożyła potrzebne książki na ławce, po czym poczęła
słuchać profesor Simon, opowiadającej o genetyce, będącej tematem dzisiejszej
lekcji. Jednak nie była w stanie skupić się na informacjach, jakie chciała
przekazać pani profesor. W jej głowie wciąż wisiał obraz przystojnego bruneta,
o intrygujących, czarnych oczach. Kompletnie nie rozumiała swojego zachowania i
przesadnej fascynacji jego osobą. A może to wytwór
mojej wyobraźni? Przez tą samotność zaczynam tracić zmysły…
Lekcja dobiegła końca. Uczniowie wyszli z sali w ekspresowym tempie.
Evelyn zgarnęła ze stołu wszystkie swoje rzeczy i włożyła je do czarnego,
skórzanego plecaka. Mijając ławki, spojrzała na panią Simon, siedzącą przy
biurku, która przeglądała dziennik należący do jej klasy. Dziewczyna już miała
wychodzić, gdy do jej uszu dobiegł skrzekliwy głosik nauczycielki. Momentalnie
stanęła w miejscu i powoli odwróciła się w stronę biolożki.
Eve, sprawdziłam twój test, który pisałaś tydzień temu. Dostałaś z
niego ocenę bardzo dobrą. Powiem ci coś, co i tak pewnie od dawna wiesz. Bardzo
pozytywnie wyróżniasz się na tle klasy. Mimo, że jesteś bardzo wycofana ze
społeczeństwa, to drzemie w tobie niesamowity potencjał. Szkoda byłoby go
zmarnować – uśmiechnęła się lekko.
Amerykankę bardzo zaskoczyło to wyznanie. Pani Simon zawsze uważana
była za osobę nieprzyjemną, wydającą się nie lubić młodzieży. Przynajmniej dla
większości uczniów.
Dziewczyna odpowiedziała
nauczycielce bladym uśmiechem, który był nieco wymuszony i udała się w stronę
drzwi wyjściowych. Po przekroczeniu progu, jej nos zaatakowała woń potraw,
przygotowywanych na stołówce. Dziewczyna od razu ruszyła w stronę, z którego dochodził
zapach. Wbrew pozorom jedzenie tam nie było niezjadliwe, wręcz przeciwnie. Wszystkie
posiłki były naprawdę smaczne. Było tak za sprawą wspaniałego kucharza, pana Jeremy’ego
– człowieka żyjącego pasją. Sześćdziesięciopięciolatek wiele serca wkładał w
swoją pracę, za co był powszechnie szanowany w całej szkole.
– Dla panienki to, co zwykle? – Spytał uprzejmie starszy mężczyzna.
Ta jedynie kiwnęła głową i odebrała od Jeremy’ego swój posiłek. Usiadła przy
stole oddalonym nieco od pozostałych. Zawsze siadała sama. Od czasu do czasu
ktoś się do niej przysiadał, jednak szybko rezygnował z jej towarzystwa, gdyż
nie potrafił znieść milczenia Eve. Rozumiała to. W końcu, kto by chciał
jeść w towarzystwie takiej osoby, jak ja?
Jej
rozmyślanie przerwał męski, zachrypnięty głos. Zapach jego cudownie intensywnych
perfum, roznosił się wokół, wprowadzając Evelyn w błogi stan. Dziewczyna
odwróciła się. Ujrzała po raz kolejny tego samego chłopaka. Odruchowo wróciła
do swojej poprzedniej pozycji, powtarzając, że jest on tylko i wyłącznie
wytworem jej wyobraźni. Po chwili poczuła delikatny dotyk na skórze jej dłoni.
Na ten gest momentalnie zacisnęła rękę w pięść.
–
Znajdź
mnie – powiedział jej na ucho i wręczył biały skrawek papieru, po czym bez słowa
odszedł. Dziewczyna była zszokowana całą sytuacją. Wiedziała jedno. Ten chłopak
istnieje naprawdę i nie jest wytworem jej fantazji. Ale czego on chce?
Nerwowo odgięła, poskładaną kartkę i przeczytała dane
na niej zapisane. „22 Mayberry Street” Kojarzyła tą ulicę. Bywała tam
niekiedy, gdy odwiedzała ciotkę, póki ta nie zmarła.
Postanowiła tam pójść, jeśli tylko znajdzie w sobie
tyle siły. Teraz musiała wszystko starannie sobie przeanalizować. Poukładać w
głowie wszystkie wydarzenia i rozmieścić je w odpowiednich szufladkach.
W pośpiechu opuściła szkołę i skierowała się na
przystanek autobusowy. Pojazd nadjechał zgodnie z rozkładem i po dwudziestu
minutach Eve dojechała na miejsce. Z przystanku ruszyła pewnym krokiem w stronę
lasu. Ujrzawszy swój dom, mimowolnie uśmiechnęła się. Otworzyła zamek w
drzwiach kluczem umieszczonym pod wycieraczką i udała się do swojego pokoju.
Rozłożyła swoje ciało na wygodnym łóżku i wyjęła ze spodni skrawek papieru,
podarowany przez chłopaka. „22 Mayblerry Street” – powtórzyła kilkakrotnie
wpatrując się w bialutki sufit.
Ciekawa jestem kim będzie ten chłopak?
OdpowiedzUsuńŻyczę potoku weny i czekam na nn^^
Świetny rozdział :) Zaintrygował mnie ten chłopak. Ciekawe czego On od Evelyn chce.
OdpowiedzUsuńCzekam na next. Weny! ;)
http://mojeniepenosci.blogspot.com/
No, nareszcie coś się dzieje! Muszę przyznać, że dwa poprzednie rozdziały Ci się udały. Takie tajemnicze wprowadzenie, spokojnie, powoli, a tu w trzecim rozdziale proszę! Dzieje się i to dużo. Czytając początek miałam wrażenie, że kiedyś już to czytałam i czy to aby nie jest powtórka ucieczki z domu, głupiutka ja :3
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, mam nadzieję, że w kolejnych będzie coraz więcej emocji. Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nowy rozdział <3
Kochanie, twoja recenzja :) http://recenzowisko-blogow.blogspot.com/2015/07/ksiezyc-i-blake.html
OdpowiedzUsuńMasz drugie konto? ;o Wow. Podasz mi jakiś kontakt do siebie? Mail?
OdpowiedzUsuńCałkiem przypadkiem skomentowałam recenzje z konta przyjaciółki :3 To mój email ; karinarutnowska20@wp.pl
UsuńZOSTAŁAŚ NOMINOWANA DO LBA! :D
OdpowiedzUsuńWięcej informacji tutaj:
http://oh-arabella.blogspot.com/2015/07/liebster-blog-awards.html
O ludzie! Genialny rozdział. I ten chłopak... Cudo. Mam prawdziwy talent dziewczyno! Gdy czytałam fragmenty jak Eve mówi o szkole to zastanawiam się, czy nie byłaś przypadkiem w mojej szkole. U mnie jest podobnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, M
Czy wspominałam już, że kocham ten szablon? Nie? No to mówię: kocham go <3
OdpowiedzUsuńIdealnie pasuje do klimatu odpowiadania i odzwierciedla charakter Eve.
Zastanawia mnie ten chłopak. Swoją drogą byłoby ciekawie jakby okazał się jakimś psychopatycznym mordercą, który zabił siostrę Evelyn, a teraz chce dopaść ją. :P Sorry, przepraszam, ostatnio oglądałam taki film i padło mi na mózg. :D
Fortescu... To nazwisko brzmi tak arystokratycznie. :O Może jakiś lord podający się za zwykłego człowieka, hm...?
Dobra, już nie gdybam :P Idę czytać kolejny rozdział ^_^
Kolejna uwaga - liczebniki w opowiadaniach piszemy słownie, choć w przypadku twojego numeru 198, nie jestem pewna iż nie jest to jakiś wyjątek. Jeśli sama wiesz jak to jest, i masz pewność, że to nie błąd, to możesz mi wyjaśnić na czym polegają te wyjątki.
OdpowiedzUsuńCo do sytuacji w szkole, to nie było aż tak źle, nie przeszkadzali aż tak bardzo ci inni uczniowie.
Nigdy nie rozumiałam ludzi wycofanych ze społeczeństwa, więc może dzięki twojemu opowiadaniu staną mi się jakoś bliżsi i będzie mi łatwiej pojąć ich zachowanie... powody takiego zachowania.
Chłopak widzę ma talent do pojawiania się i znikania.
Skoro chłopak ją dotknął i poczuła jego dotyk, to chyba nie jest duchem. CHYBA. Czyżby dziewczyna miała jakąś misję do spełnienia, miała chłopaka jakoś uwolnić?
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com